Matka i córka – łączy je nierozerwalna więź, i to właśnie ona, pozwoliła im przetrwać trudy szkolenia poligonowego w szeregach Wojsk Obrony Terytorialnej.
Jedna – pielęgniarka ciechanowskiego szpitala, drobna delikatna kobieta z długimi blond włosami, druga – niemalże identyczna, tylko młodsza, studentka bezpieczeństwa narodowego na toruńskim Uniwersytecie. Dorota i Kinga Walczewskie, mieszkanki Ciechanowa, bo o nich mowa, już podczas powołania wzbudziły ciekawość, bo nie często zdarza się, by matka z córką wstąpiły do wojska.
– Kiedy przyszło mi zmierzyć się z decyzją, co mam robić dalej w życiu, miałam dwa pomysły. Pierwszy to wojsko, drugi to pielęgniarstwo – wspomina Pani Dorota Walczewska. – Niestety wojsko odpadło, ponieważ po koniec lat 80 problemem było dostanie się do wojska, więc wybrałam pielęgniarstwo. Teraz pojawiła się taka możliwość, więc mogę połączyć moje dwie pasje. Zawód pielęgniarki, który wykonuję na co dzień i przydział, który dostałam, tj. ratownik medyczny, mają wspólny cel – uratować życie ludzkie. W pierwszym przypadku mam niezbędne kwalifikacje, umiejętności oraz doświadczenie, które zdobywałam przez 22 lata mojej pracy przy łóżku chorego, natomiast drugi przypadek jest dla mnie wyzwaniem – mówi Pani Dorota.
U Kingi Walczewskiej pasję do wojska zaszczepił dziadek.

A.Sz.

Więcej w papierowym wydaniu CC