Festiwal Filmowy NNW, to największe w Europie wydarzenie związanym z kinem historycznym i wolnościowym. Festiwal to miejsce, które jednoczy filmowców i widzów z krajów postkomunistycznych i post reżimowych. Ale to również przestrzeń, w której spotkać się mogą świadkowie naszej historii najnowszej, twórcy obrazów filmowych inspirowanych dziejami walki o niepodległość w latach 1939–1989 oraz widzowie poszukujący filmów o tej tematyce, chcący pogłębić znajomość czasów i ludzi skazanych przez propagandę PRL na zapomnienie. Każdego roku Festiwal NNW odwiedza kilka pokoleń Polaków, a także goście z zagranicy. Festiwal NNW to cztery dni wypełnione pokazami filmów dokumentalnych i fabularnych, reportażami radiowymi, ciekawymi dyskusjami panelowymi, rozmowami o książkach historycznych. Rozmawialiśmy z dyrektorem i jednym z pomysłodawców Festiwalu NNW Arkadiuszem Gołębiewskim – absolwentem łódzkiej Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera, operatorem, reżyserem, producentem i scenarzystą.
– Nie byłoby festiwalu, gdyby nie wewnętrzna inicjatywa. Trzeba po raz kolejny podkreślić: idea powstania nie zrodziła się w żadnych instytucjach czy urzędach, tylko wśród naszego środowiska filmowego. Osoby, które robiły filmy: jako operatorzy, jako twórcy, reżyserzy, podjęły tematykę inspirując się polską historią najnowszą. Widzieliśmy, że te tematy są selektywnie traktowane. Zarówno na festiwalach, ale również i w telewizji. Moja niezależność od początku ukończenia szkoły filmowej sprawiła, że miałem swoją kamerę, powiedzmy taką półprofesjonalną, dającą sygnał emisji filmów w telewizji. Mogłem jeździć i nagrywać świadectwa żołnierzy AK, Narodowych Sił Zbrojnych, oraz świadków różnych wydarzeń historycznych. Jeździłem również po świecie, czy to było Peru, czy Kosowo, czy Nepal, Indie, Tybet, to szukałem tam tematów właśnie takich osób niepokornych, niezłomnych, którzy żyją gdzieś na granicy życia społecznego, którzy zmagają się z przeciwnościami losu, ale też i zderzają się z systemami totalitarnymi – powiedział Arkadiusz Gołębiewski, dyrektor Festiwalu NNW.
– Robiąc te tematy zauważyłem, że jedne można opisywać, pokazywać w telewizji, pokazywać na festiwalach, a inne są takimi powiedzmy trzeciej, czwartej kategorii. Można powiedzieć – zakazanymi. Nie przebijają na żaden festiwal. Stwierdziłem, że nie ma co lamentować, że to jest może pewien potencjał, na stworzenie właśnie festiwalu, który będzie pokazywał filmy o polskiej historii najnowszej, ale i również sylwetki osób – będzie takim miejscem gdzie będziemy te projekty rozwijać oraz stanie się środowiskiem dla kolejnych artystów szeroko rozumianych – wspomina dyrektor festiwalu.
– Zanim powstał Festiwal NNW, przejąłem realizację festiwalu Feliniada. Feliniada, to festiwal który zrodził się w Australii. Inicjatorem był Lech Mackiewicz, działacz NZS-u, który po więzieniu zmuszony został do emigracji. Osiadł w Australii i tam stworzył w dniu śmierci Federico Felliniego festiwal FeFe, który później wrócił z nim do Polski. I właśnie ten festiwal, jakby honorujący ludzi „robiących swoje” w kinie niezależnym był zaczynam. Pokazywaliśmy twórczość nie tylko Felliniego, ale też powołana została Nagroda Małego FeFe oraz warsztaty filmowe. I tak naprawdę można powiedzieć, że zanim powstał NNW, to miałem już trening kilkuletniego robienia festiwalu właśnie takiego: sztuki niezależnej, ale wokół tematu Federico Felliniego. Ale kiedy filmy się pojawiły, okazało się, że ani telewizja za bardzo nie jest zainteresowana, ani te duże festiwale – powiedział Gołębiewski.
– Wsłuchując się w słowa Jacka Kuronia – żeby nie palić komitetów, tylko tworzyć nowe – powstała idea, żeby powołać taki festiwal, gdzie będziemy pokazywać te filmy, prowadzić dyskusje. Ale również właśnie gromadzić tych ludzi sztuki, takich niezależnych – wspomina.
– Dlatego podczas pierwszej edycji w 2008 roku był koncert zespołu VooVoo, czy spektakl lalek Zbigniewa Herberta z zawodowymi aktorami scen warszawskich. A wydarzenie odbywało się w Ciechanowie. I już na samym początku patronami honorowymi pierwszego edycji festiwalu byli właśnie ci niepokorni działacze opozycji. Janusz Krupski oraz Andrzej Czuma. Tak naprawdę myślę, że od tamtego 2008 roku ten festiwal się nie zmienił, tylko on rozwija się. A co najważniejsze jest wierny swojej pierwszej zasadzie.
– Cały czas patrzymy i żywo reagujemy na to, co się dzieje, ale nie tylko w Polsce. W światowej kinematografii, ale też i w świecie politycznym. Bo festiwal, a zwłaszcza tegoroczna edycja festiwalu, jest o wolności. W nazwie jest duże „W” jak wolność. I rzeczywiście tej wolności w wielu miejscach na świecie, w Europie brakuje. Można powiedzieć, że rozmawiamy w dniu kiedy jest wojna na wschodzie. Mówię o Ukrainie, Izraelu, Wenezueli. O miejscach gdzie po prostu pełnoskalowa wojna trwa. Wszyscy się wokół tych tematów obracamy. Ubiegłoroczna, szczególna edycja festiwalu, kiedy hasłem przewodnim były słowa naszego pierwszego patrona honorowego, Janusza Krupskiego, hasło z 78′ roku: „Wolna Polska, w wolnym świecie”, to pokazuje. Szczególnie bez wolności tych krajów Europy podlegających kiedyś pod związek radziecki. I wówczas na nasze zaproszenie odpowiedziały niemal wszystkie kraje. Od Mongolii, przez Estonię, Łotwę, Chorwację, Bułgarię, Rumunię, aż do Czech i Węgier. Ale i Finlandia i takie kraje, które zderzyły się po prostu z systemem komunistycznym. Albo widzą co się dzieje przy ich granicach albo patrzą na Ukrainę, która walczy o swoją wolność. Mają to uczucie co my mamy i mieliśmy, że tak naprawdę 200 czy 300 kilometrów od Warszawy dzieje się po prostu realna wojna. Więc to wszystko sprawiło, że Europa się obudziła i obudzili się też również twórcy.
– Kiedy tworzyliśmy Festiwal NNW 17 lat temu, to nikt nie przypuszczał, że temat festiwalu, będzie ciągle i tak długo aktualny. A mówię o tych niepokornych i wolnych, ponieważ uważam, że przez lata poszerzyła się formuła festiwalu. Kiedyś nie można było pokazywać w telewizji publicznej filmów o Narodowych Siłach Zbrojnych, o AK, raczej o Powstaniu Warszawskim. Dzisiaj jesteśmy zupełnie w innym miejscu, jest Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych, są szkoły, ulice, ronda, imienia i jesteśmy zupełnie w innym miejscu opowiadania. Ci wyklęci byli w sposób oczywisty ludźmi wolnymi i dzisiaj jakby chcę opowiadać o szerszej perspektywie: o tej wolności narodów. W dzisiejszym czasie bardziej to widzimy, że to „W” jak wolność, że to nie tylko walka o niepodległość krajów, która jest bardzo intensywna w ostatnich latach, ale też i ta wolność osobista. Myślę, że w Polsce również żyjemy w takim czasie, kiedy opowiadamy od lat o wolności, ale zmieniają się siły polityczne, mówią, że tej wolności nie ma, albo że jest ograniczana, później zmieniają się siły i mówią to samo. Uważam, że jest coś w tym, że z tą wolnością mamy u nas w Polsce również duży problem i o tym też warto wspomnieć.
– Widzimy że z każdym rokiem, że potencjał festiwalu absolutnie rośnie, ponieważ rok do roku ilość filmów, które powstaje w innych krajach, nie tylko w Polsce, jest coraz większa. W Polsce od lat, mamy też takie poczucie, że tym festiwalem przyczyniliśmy się do uruchomienia takiego pewnego zjawiska mody – podejmowania różnych tematów historycznych, często trudnych, ale też wyłuskiwania w naszych rodzinach, w naszych lokalnych społecznościach bohaterów, przez lata przemilczanych, zapomnianych. I przez ostatnie lata niemal co roku na festiwal jest zgłaszanych około 120-150 projektów filmowych, które przywołują właśnie zapomniane historie. Z radością można stwierdzić, że od kilku lat poziom tych filmów się mocno poprawił. Służymy też jako Akademia Filmowa od 11 lat, gdzie od pomysłu do pitchingu i pozyskiwania funduszy pracujemy razem z twórcami. Myślę też, że zmieniło się podejście wielu instytucji, nadawców i miejsc, gdzie można te filmy pokazywać. Często dobry projekt historyczny jest bardzo pożądanym na platformach cyfrowych produktem.