Arkadiusz Gołębiewski, dyrektor Festiwalu, rozpoczął od przywitania głównego bohatera spotkania, które potem było po prostu rozmową zebranych z Janem Krzysztofem Kelusem.
Pisarka, poetka Agata Miklaszewska powiedziała na początek, że wszyscy z jej pokolenia chcieliby tak jak Kelus być „trochę w bok od szosy głównej”, nawet dziś. Spytała jak to się robi, jak nie oglądać się za siebie…
Śpiewałem te piosenki pewnie około 10 lat, więc tak naprawdę to jest dość krótki fragment mojego życia. Nagle przestałem i nie bardzo umiem teraz o tym opowiadać, gdyż czuję się wtedy podobnie jak w 20-leciu międzywojennym musieli się czuć powstańcy styczniowi, których kilku jeszcze wtedy żyło. To nie jest komfortowe poczucie… Namawiam żebyśmy rozmawiali o tym, co teraz, a nie co kiedyś. Cieszę się, że udało mi się w tamtym czasie znaleźć taką formę i treść, które były nośne, a nawet bezczelne, ileś osób je zrozumiało, polubiło i nadal pamiętają, ale naprawdę najważniejsze jest to, co dzieje się w tej chwili.
Jan Ruman: Pana piosenki wyrastały z głębokiej wiedzy, co pan myśli o tym, w czym znaleźliśmy się dziś? Czy spodziewał się pan, że po tych wielu latach od pożegnania komuny, będziemy się borykali z podobnymi wyzwaniami?
Nie miałem przekonania, że, jak powiedziała pewna aktorka, w tym właśnie określonym punkcie skończyła się komuna, może przez to, że nasze życie ułożyło się dziwnie i przenieśliśmy się ze Śródmieścia na mazurską wieś. To spowodowało, że byliśmy wyrwani z naszej dotychczasowej bańki – kręgu znajomych, tych samych poglądów i przekonań. Kiedy aktorka wygłosiła to swoje oświadczenie, to próbowaliśmy sprzedać redakcji Gazety Wyborczej hurtową partię naszego miodu z nalepką „Słodycz porozumienia”, ale kiepsko się sprzedał.
Piotr Gliński: Jestem z pokolenia dojrzewającego z pana twórczością. Dla mnie jest pan wielkim artystą, profetycznym artystą, który wiedział i widział więcej niż inni. Najważniejsze wydaje mi się w dzisiejszych czasach zrozumienie jak przeciwstawić się mainstreamowi, własnemu środowisku, to jest przecież bardzo trudne. Jak państwo to zrobili? Przecież przeciwstawienie się w tamtym momencie np. środowisku GW było naprawdę czymś wielkim. Takiej mądrości potrzebujemy.
Nie mam metody, żadnych wielkich przemyśleń, nie wiem skąd się to bierze. Tak jak mówiłem mi pomogło wyrwanie się z informacyjnej, towarzyskiej bańki, w której każdy z nas przecież tkwi. Każdy z nas próbuje się upodobnić do naszych znajomych przyjaciół, to jest naturalne. Wolę wierzyć wiejskim, prostym ludziom, wśród których żyjemy. Jestem wdzięczny losowi, że żyłem tam wiele lat, poznałem ludzi mądrych i głupich, ale to jest zupełnie inna formacja niż ci z wielkiego miasta. Oni na przykład wiedzieli, co myśleć o „aferach” wyciąganych Karolowi Nawrockiemu. Ale jeśli chodzi o wybory prezydenckie nie popadałbym w samouwielbienie, granica była bardzo mała.
Lech Makowiecki: Jestem pokoleniem o dekadę młodszym, wychowałem się na Kaczmarskim Gintrowskim, Dylanie. Czy nie chciałbyś znowu o czymś napisać, coś zaśpiewać?
To jest tak jakbym mógł cofnąć czas – to jest zupełnie niemożliwe. Uważam, że i tak to jest coś niezwykłego i wspaniałego, że udało mi się przy moim żadnym głosie i prymitywnym graniu na gitarze znalazłem taką formę, która się gdzieś tam przyjęła.
Za PRL-u społeczeństwo było zdeprawowane strachem, przerażeniem. To była wielka społeczna lekcja, straszna lekcja… Nawet jak komuna miała już powypadane zęby, już nic nie mogła – ludzie dalej się bali. Pamiętam z jaką paniką reagował Jacek Kuroń na pomysł powielacza, jakby karabin mu proponowali. Społeczeństwo miało jednocześnie absurdalne wyobrażenia na temat możliwości inwigilacji bezpieki, totalnie przeceniali ich możliwości. Miałem takiego starszego przyjaciela, od którego najwięcej się nauczyłem o pszczelarstwie, był dla mnie mistrzem. I on chwalił się, że u komunisty pracował tylko miesiąc. On tu powinien siedzieć zamiast mnie, bo naprawdę był niepokorny, niezłomny, wyklęty. I ja też nie chciałem dłużej pracować w komunistycznych urzędach, uczelniach. To był mój wolny wybór, nie czuję, że coś straciłem.